poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Chapter 2

'shopping and...'
Dzień wolny od kilku dobrych tygodni, nie zamierzam żyć na garnuszku rodziców więc zarabiam sama na siebie, nie mam dużo pieniędzy ale jakoś starcza. Może praca w barze szybkiej obsługi  nie była moim marzeniem ale na razie nie stać mnie na nic innego. Schodząc na śniadanie uświadomiłam sobie, że wczoraj szef przetrzymał mnie w pracy i nie zdążyłam zrobić zakupów. Świetnie! Boże mój szef to jeden wielki skurwiel myśli tylko o sobie i nie obchodzi go życie innych, myśli tylko jak by tu zarobić oszukując kogoś. Cudem jest, że w ogóle dostałam dziś urlop, pracuję codziennie. Postanowiłam wyjść na szybkie zakupy, włożyłam na siebie ubrania i wyszłam z domu. Market miałam blisko więc poszłam spacerem. Kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłam do domu zjeść śniadanie. Po dziesięciu minutach byłam już po jedzeniu, postanowiłam wyjść do miasta.
Szlajałam się bezczynnie po mieście myśląc o wszystkim i o niczym zaczynało robić się ciemno ale nic sobie z tego nie zrobiłam, dalej krążyłam po londyńskim mieście bez humoru. Nagle poczułam szarpnięcie. Ktoś złapał mnie od tyłu
-Zostaw mnie!
-Zamknij się suko albo pożałujesz-zagroził chłopak w kominiarce.
-Pomocy!-zaczęłam krzyczeć z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy. Wszystko na marne, to tylko pogorszyło sytuację.
-POWIEDZAŁEM.ZAMKNIJ.SIĘ!-wycedził przez zęby. Był wściekły. Zaczęłam nerwowo obracać głową aby szukać pomocy, nie zobaczyłam nikogo z wyjątkiem kolejnej czwórki chłopaków w kominiarkach. ŚWIETNIE pomyślałam.
-Proszę, wypuście mnie ja nic nie zrobiłam!-błagałam, wtedy chłopak o zielonych oczach ruszył do samochodu i zamknął mnie w bagażniku. Usta zakleił mi taśmą klejącą a ręce i nogi związał. Jechaliśmy dobre trzydzieści minut. Auto stanęło. Jeden z nich otworzył bagażnik.
-Przelecę Cię i wszyscy będą szczęśliwi- powiedział chłopak, jego błękitne oczy przeszywał chłód, bałam się. Cholernie się bałam tego co mi zrobi.
-Proszę...
-Nie, nie, nie,ona jest nam potrzebna-wtrącił się jakiś inny chłopak.
-Zamknij się kurwa! Nie będziesz mnie pouczał! Będę chciał to ją przelecę a pieniądze i tak dostaniemy!-wpadł w furię i puścił się z pięściami na chłopaka
Pozostała trójka próbowała ich rozdzielać. Udało im się za drugim razem.
-Stary co ty odpierdalasz?!
-On nie będzie mnie pouczać!
-On ma rację!-krzyknął chłopak o zielonych oczach. To ten, to ten który wniósł mnie do bagażnika i związał.
Nienawidziłam ich wszystkich! Nie wiem co oni  chcą mi zrobić ale boje się...
-Idziemy!-krzyknął zielonooki, na jego sygnał dwóch z nich chwyciło mnie i niosło.
Szli w stronę jakiegoś starego opuszczonego budynku. No tak, jeżeli będą chcieli mnie zabić nikt mnie nie znajdzie. Donieśli mnie do ciemnego pomieszczenia i posadzili na krześle. Zdjęli mi taśmę z ust i odwiązali ręce.
-Co ja wam zrobiłam czego chcecie?- zapytałam cicho.
-Jak masz na imię?-zapytał jeden z nich.
-Ja też nie znam waszych imion-powiedziałam przerażona, wiedziałam, że to pogorszy sprawę ale musiałam.
-PYTAŁEM.JAK.MASZ.NA.IMIĘ! MASZ MI ODPOWIEDZIEĆ- podszedł do mnie i chciał wymierzyć mi policzek lecz chłopak o zielonych oczach odepchnął go.
-Proszę powiedz, jak masz na imię?
-Hope...
-Ja muszę już lecieć, kto będzie ją pilnował?-pilnował? Oni nie zamierzają mnie puścić?
-Ja się nią zajmę-powiedział jeden z nich a ja zgubiłam się już i nie wiedziałam, który jest który. Czwórka z nich wyszła z pomieszczenia 
Zostałam sam na sam z jednym z moich oprawców.
-Hope, cóż za mądrze wybrane imię, szkoda tylko, że twój ojciec nie jest tak mądry...-mój ojciec? O co tu chodzi?
-Mój ojciec?-zapytałam zdezorientowana bo nie wiedziałam o co chodzi.
-Tak kochana twój ojciec. Sukinsyn jakich mało, wszystkie pieniądze, które podobno ciężko zarabiał. Zbijał na czarnym rynku.
-Nie uwierzę!
-Skurwiel, kiedyś pożyczył od nas grube tysiące, do teraz ich nie oddał, ty jesteś okupem!- przynajmniej miałam jasność sytuacji, dobrze, że się wyprowadziłam. Bałam się, że zrobią coś rodzicom. Chłopak przyniósł sobie krzesło i usiadł obok mnie. Ściągnął kominiarkę wtedy dokładnie zbadałam jego twarz.
Nigdy nie pomyślałabym, że taki chłopak może być gangsterem, zielone oczy, loki na głowie. Wygląda niewinnie niczym anioł a jednak...
-To co? Dzwonimy po tatuśka?
-Proszę, zrobię wszystko, nie róbcie im krzywdy.
-O nie kurwa! On jeszcze pożałuje tego co zrobił!
-Wypuść mnie!-zaczęłam się wyrywać, wiedziałam, że to i tak się nie uda. To był impuls.
-Nie ruszysz się z tego miejsca suko albo pożałujesz!-zbliżył swoją twarz do mojej- rozumiesz?!
-Rozumiem-wydukałam.
-Głośniej! ROZUMIESZ KURWA?!
-Rozumiem-po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy.
Chłopak wyciągnął z kieszeni telefon.
-Halo?-usłyszałam znajomy mi głos.
-Witaj Charles.
-Harry...-usłyszałam głos ojca. Oni się znają? Jak to możliwe?
-Kiedy dostaniemy swoje pieniądze?-zapytał ze złością w głosie.
-Nie mam, jestem już zadłużony po czubek głowy.
-Pewnie gdybym powiedział, że mamy twoją córeczkę znalazłbyś pieniądze, co?
-Harry co ty kurwa zrobiłeś? Tylko ją dotknij a nie przeżyjesz tego!
-Spokojnie, pieniążki na koncie i księżniczka wychodzi bez draśnięcia.
-Nie wierzę, że ją macie!
-No Hope, przywitaj się z tatuśkiem.-zwrócił się w moim kierunku.
-Tato...-nie zdążyłam powiedzieć nic więcej bo zielonooki zabrał mi telefon. 
-Jeżeli Hope coś się stanie zginiesz!
-Ty sam o tym zadecydujesz!-powiedział chłopak rozłączając się- teraz się zabawimy!

================================================
Drugi rozdział dobiegł końca, jak myślicie co Harry chce zrobić Hope?
Czy jej ojciec zapłaci mafii? Czy wypuszczą Hope?
To już w następnym rozdziale, który pojawi się niedługo! :)
KOMENTARZ=SZACUNEK DO AUTORKI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz